Gazeta Niedzielna Niedawno nakładem wydawnictwa Apostolicum, ukazała się ciekawa książka ks. Mariana Antoniego Łękawy SAC, pt. „Ze szkockiego poletka – w oczekiwaniu na wzejście źdźbła”. W pozycji tej zostały zebrane komentarze do niedzielnych czytań Słowa Bożego na Rok A, B i C, które swojego czasu publikowane na łamach „Gazety Niedzielnej”, cieszyły się popularnością wśród czytelników.
Drogi Czytelniku, znany mi i nieznany, przyjmij te stronice, bo na nich, jak na poletku, zasiane są Ziarna – tymi słowami ks. Marian Łękawa kończy swoją książkę. Trafniej chyba nie można nazwać zawartych w niej tekstów. Każdy z nich jest swoistym ziarnem, które autor próbuje posiać w naszych sercach. Czy ziarno wzejdzie i wyda owoc, zależy w dużej mierze od naszej współpracy z Łaską. Autor jednak próbuje je zasiać. W sposób niezwykle delikatny i subtelny upomina oraz naprowadza na drogę, którą należy kroczyć, chcąc spotkać się z Jezusem i być jego wiernym uczniem.
Niekiedy autor wstrząsa czytelnikiem, choć czyni to stosunkowo rzadko. Ale na pewno wszystkie teksty zmuszają do myślenia. Powołują do głębokiej refleksji i zadumy nad sobą, nad swoim życiem i nad swoją postawą chrześcijańską. Komentarze te pisane prostym, ale bardzo poetyckim językiem teologicznym, są swoistym rachunkiem sumienia i często stawiają w prawdzie, do której czasami trudno się przyznać nawet przed samym sobą.
Każdy zawarty w książce tekst to nie tylko ciekawie przedstawiony komentarz do Słowa Bożego na daną niedzielę, ale też bogactwo treści i myśli autora, który dzieli się z czytelnikiem swoją wiarą i swoimi przemyśleniami. Jest to autentyczne świadectwo, dlatego może z taką mocą przemawia do czytelnika...
Ks. Łękawa często powołuje się również na myśli i słowa znanych duszpasterzy, pisarzy czy poetów. Odwołuje się także do konkretnych przykładów wiary przeżywanej przez ludzi postawionych na jego drodze. Każdy z nich jest wzruszający i pobudzający do myślenia.
Dodatkową atrakcją książki są piękne szkockie krajobrazy w fotografiach Romana Michnowicza, które bardzo przybliżają czytelnikom tę odległą i w sumie mało znaną wielu osobom krainę pól, lasów, gór i jezior. Zdjęcia wywołują nostalgię i tęsknotę za naturą, gdzie przecież najszybciej można doświadczyć bliskości majestatu Boga prawdziwego i żywego.
Zaproponowane komentarze to cenna pozycja na rynku wydawniczym, z której owocnie mogą korzystać zarówno świeccy pragnący pogłębić swoje życie duchowe, jak i kapłani szukający natchnienia do głoszenia kazania.[...]
Danuta Mytko
Prof. Wojciech J. Podgórski (Uniwersytet Warszawski) „Ze szkockiego poletka”.
Ks. Mariana Łękawy komentarze do czytań
Ksiądz Marian Łękawa przemierzył Europę od rodzinnego Bielska-Białej, przez Wadowice, Ołtarzew, Paryż i Amiens – do Glasgowa. W Wadowicach ukończył Collegium Marianum, prowadzone tam przez księży palotynów. W Ołtarzewie wstąpił do palotyńskiego seminarium duchownego, przyjmując 11 VI 1972 r. święcenia kapłańskie. Jako kapłana ukształtowała go dwojaka posługa we Francji, duszpasterska w Amiens wśród tamtejszej Polonii, pisarska w kuźni wydawniczej palotynów przy paryskiej rue Surcouf, pod dobrą opieką ks. superiora Zenona Modzelewskiego (1933-1996) – polonisty, ucznia prof. Jerzego Starnawskiego – i ks. dr. Józefa Sadzika (1933-1980). Do Glasgowa został skierowany w 1975 r.; od 1991 r. jest Rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji.
W Paryżu ks. Łękawa współredagował miesięcznik „Nasza Rodzina”. Ostrogi dziennikarskie i wydawnicze przydały się w pełni, gdy nawiązał owocną współpracę z londyńską „Gazetą Niedzielną”, na której łamach od 2001 do 2004 r. ukazały się jego trzy cykle komentarzy do czytań liturgicznych oraz korespondencje „Z Glasgowa po polsku pisane”.
Dziś owe komentarze są dostępne w starannej edycji książkowej Wydawnictwa Księży Palotynów „Apostolicum” (Ząbki 2006, 514 s., fotogramy Romana Michnowicza).
Homiletyka wymaga nie tylko wiedzy teologicznej i dobrego warsztatu popartego znajomością zasad retoryki. Wymaga także talentu krasomówczego. Ks. Łękawa łączy po mistrzowsku talent z doświadczeniem. Prof. Zdzisław Wałaszewski słusznie w przedmowie eksponuje ten aspekt współpracy autora z „Gazetą Niedzielną”: najpierw jest próba generalna, czyli praktyczne sprawdzenie funkcjonowania tekstu w mowie żywej, potem dopiero nadchodzi czas publikacji. Dzięki takiej procedurze autor może być spokojny o powodzenie książki.
Kaznodziejstwo polskie jest prawie równe wiekiem historii Kościoła katolickiego w naszym kraju. Wydało wielu mistrzów. Każde pokolenie wiernych ma swój zasób doznań i spostrzeżeń. Jeżeli wolno odwołać sę do własnej pamięci, z wczesnej młodości wyniosłem podziw dla sztuki oratorskiej ks. prof. Czesława Oraczewskiego (1891-1965), który w dobie stalinowskiego terroru i po przełomie Października 1956 miał odwagę głosić słowo Boże z ambony kościoła pw. NP NMP przy placu Narutowicza w Warszawie. Był mówcą porywającym. Jego stylizowana sylwetka – długie siwe włosy – budziła nieodparte skojarzenia z wizerunkiem autora „Kazań sejmowych”, znanym z obrazu Matejki.
Otóż pominąwszy owo skojarzenie, a także swadę i gestykulację, gdy dzisiaj wspominam ks. Oraczewskiego, widzę wyraźną więź z komentarzami do czytań ks. Łękawy. Wyraża się ona w komunikatywności tekstu osiąganej dzięki prostocie języka i kompozycji, w dygresjach wzorowanych na przypowieściach biblijnych i we wspaniałej – choć bez zbędnej ostentacji – podbudowie erudycyjnej kazań. Zanim przejdziemy do szczegółów, śpieszę jednak podkreślić osobliwość (w dodatnim sensie tego wyrazu) pewnej cechy komentarzy ks. Łękawy, mianowicie – nutę humoru, błysk uśmiechu porozumiewawczego posyłanego w stronę słuchaczy i czytelników. Jest to coś z bliskiego sąsiedztwa puenty wiersza Adama Wagi „Inna łza”, dedykowanego ks. Janowi Twardowskiemu: Potop wtóry // - potop łez - //zalewa świat //... // Ale łza w jego oku // uśmiecha się // do świata.
Byłoby można sobie wyobrazić komentarz do czytań w formie rozprawki lub wykładni uwspółcześniającej tekst odległy historycznie, jak czyni to większość komentatorów. Ks. Łękawa zdaje się pozostawać w pewnej opozycji do tego nurtu. Uczoność zastępuje przez odwołanie się do emocji. Ożywia teatr wydarzeń, wprowadzając na zasadzie anegdoty lub przypowieści paralelę z naszych czasów, a gdy brak mu żywego aktora – śmiało zastępuje go przez „ja” autorskie, biorąc na siebie winę za grzech zaniedbania czy przyznając się do własnej słabości, niemocy, bezradności, niewiedzy etc. Ksiądz Łękawa bez obaw przyznaje się do wszystkiego. Efekt psychologiczny takiego wejścia pomiędzy ludzi jest budujący. Ośmiela słuchacza (czytelnika) w mniemaniu, że nawet duszpasterzowi „nic, co ludzkie, nie jest obce”.
Oto przykład, który – jak inne podobne – pobudza do głębokiej refleksji:
„Podczas każdej Eucharystii Zmartwychwstały Chrystus mówi tak samo jak w wieczerniku: Pokój wam. Tylko czy ja naprawdę ten pokój przekazuję drugiemu człowiekowi? Dramatem obecnego czasu jest to, że bardzo wielu ludzi chce braterstwa, ale bez Ojca. Zaś o wiele większym dramatem, który dotyczy tak zwanych rzekomych chrześcijan, jest to, że chcą ojcostwa, ale bez braterstwa. Jak wielką zaciąga się wtedy winę!” (VI Niedziela Wielkanocna, rok C – s. 192).
Szkocja. (Dygresja osobista recenzenta: Raz w życiu jako młody chłopak pasłem owce. Było to na Mazowszu, pod Jaktorowem, w majątku wujostwa. Wuj wskazał mi przywódcę stada, dorodnego barana rasy Kent, i doradził, by mieć go na oku, bo gdzie on, tam cała reszta. A ja wtedy rozmyślałem o pewnej dziewczynie. Stado znikło z pola widzenia...).
„...Jaki we mnie powstaje rezonans – pyta ksiądz Łękawa – kiedy słyszę: Jezus jest moim pasterzem? To znaczy, że ja jestem owcą, baranem. Jakieś dziwne ogarniają mnie skojarzenia albo raczej opory. Człowiek wciąż nosi w sobie pragnienie ... bycia niezależnym, zaradnym, bystrym. A tymczasem porównanie z poczciwymi stworzeniami niewiele ma wspólnego z synonimem inteligencji.
Przejeżdżając poprzez rozległe wrzosowe pola, wszędzie widzę nie razem, tylko pojedyńczo porozrzucane szkockie owce. Oddzielają je kamienne płoty, które układają się w jakąś szachownicę. Co jakiś czas w tych murach, ułożonych z kamieni bez żadnej zaprawy, jest otwór na szerokość jednej owcy. To jest po prostu taka bramka, midzy innymi po to, aby w niebezpiecznym czasie właściciel zakrył tę otwartą przestrzeń w murze leżącym obok głazem. Ale czy zdąży w porę, żeby nikt z zewnątrz nie mógł wejść i żeby owce mogły poczuć się bezpieczne?” (IV Niedziela Wielkanocna, rok A – s. 167).
Pora zapytać, jaką rolę odgrywa w komentarzach ks. Łękawy to konkretne miejsce na ziemi. Autor wypowiada się o Szkocji częstokroć za pomocą krótkich odsyłaczy do znajomych sobie zakątków; przydają się wtedy fotografie wzbogacające książkę. Znajdziemy także obszerniejsze, bardzo szczere deklaracje przywiązania do tej ziemi, a przede wszystkim do jej mieszkańców – parafian księdza rektora.
„Już od 27 lat – pisze ksiądz w 2002 roku – mam tę możliwość bycia na co dzień z ludźmi, których koleje życia bywały tak bardzo trudne, że często słyszę w ich głosie rozgoryczenie i wątpliwości. Wojenna tułaczka, która wiodła wielu z nich aż na Syberię, a potem szlakiem krajów arabskich i afrykańskich doprowadziła w końcu nie do ziemi ojczystej, ale obcej. Nie pogodzili się z faktem, że siłą tworzy się prawo. Przecież wyrośli w romantycznej tradycji półtorawiekowej walki o niepodległość. Wciąż napotykam na otwarte rany powstałe z uświadomienia krzywdy, jaka ich spotkała. Idą z tym ciężarem przez życie, czując się oszukani. I pytają nie tylko siebie samych, na cóż więc przydał się wkład naszej krwi i bohaterstwa? Ileż razy było mi dane uczestniczyć w robieniu bilansu gasnącego życia wśród tych, którzy pozostali do końca żywym protestem wobec uczniów przeciw umowom wielkich tego świata. Wybierając z serca gorycz – tak jakbym czerpakiem wylewał brudną wodę, a ona wciąż dopływa, nie wiadomo skąd – zaczynam lepiej rozumieć słowa, które napisał był Cyprian Norwid: »Gorzki to chleb jest polskość«...” (III Niedziela Wielkanocna, rok A – s. 158).
W innym miejscu spotkamy wyznanie o osobistej, niemal pamiętnikarskiej tonacji:
„Kiedy słyszę słowo dom – rodzinny dom – to doskonale zdaję sobie sprawę, co mieści się pod tym pojęciem. Pewnie dlatego urządziłem w wynajętym mieszkaniu kaplicę, która jest ‘izbą na górze’. Na jednej ze ścian wypisałem wiersz Cypriana Norwida Moja piosnka, aby przypominał to, co w języku angielskim określane jest jednym krótkim słowem home. Mieć dom, to nie znaczy posiadać budynek, ale mieć ścisłe więzy z ludźmi, którzy są mi bliscy i którym ja nie jestem obojętny” (V Niedziela Wielkanocna, rok A – s. 176).
Dotychczas nie miałem okazji zapytać ks. Łękawy, czyim pomysłem było wprowadzenie na karty książki urokliwych, pełnych artyzmu fotogramów pana Romana Michnowicza, znanego mi doskonale po dziś dzień z serii widokówek Edynburga, firmowanych na odwrocie w owalu: „Roman Photography” (kupuję tylko jego prace). Pomysł oceniam jako znakomity. Pan Roman śmiało może Szkotów uczyć postrzegania piękna ich ojczyzny. A ks. Łękawa czuje i widzi jej urodę, ujmując ją słowem niemal poetyckim.
Niech mi będzie wolno zatrzymać się chwilę nad ojczyzną-polszczyzną ks. Łękawy. Zdradza ona oczytanie i przywiązanie do najlepszych, klasycznych arcydzieł naszego piśmiennictwa literackiego, i sama może dziś stanowić wzór dla młodego pokolenia. Gdyby książkę wyposażono w indeks nazwisk, mielibyśmy możliwość wędrowania „od kuchni” pośród lektur ks. Łękawy. Oczywiście jest Mickiewicz, Krasiński i Norwid, szczególnie wyróżniany przez autora. Z twórców naszej współczesności warto wymienić Jana Pawła II, ks. Pasierba (rekolekcjonista ks. Łękawy), ks. Twardowskiego, Paula Claudela, Romana Brandstaettera, a także powieściopisarkę i autorkę Roku polskiego – Zofię Kossak-Szczucką (którą całkowicie pominięto w Encyklopedii polskiej emigracji i Polonii).
Wyliczenie cytowanych Ewangelistów, Świętych Pańskich i teologów wszechczasów pozostawiam specjalistom. Teologowie i poeci zajmują w komentarzach poczesne miejsce, są przywoływani wielokrotnie. O ile obecność tych pierwszych wydaje się naturalna, zważywszy tematykę książki, o tyle słabość ks. Łękawy do poezji zdradza głębsze pobratymstwo duchowe, może nawet przynależność do konfraterni poetów.
Potwierdzenie tego znajdujemy bez trudu. Oto zamykający księgę biały wiersz, pozbawiony wyraźnej deklaracji autorstwa:
Glasgow jest miastem, w którym dzwonów nie słychać,
mimo licznych i pięknych wież kościelnych wyciosanych z kamienia.
Jedne są jak wieże obronne,
inne – jak strzały wycelowane prosto w niebo.
Według tutejszego prawa, jakie pozostało z religijnych wojen,
katolikom dzwonić nie wolno.
Nasi bracia, którzy kiedyś odeszli na znak protestu,
tworząc z kolei całą mozaikę przeróżnych grup religijnych,
budowali swoje własne kościoły.
[..............................................................................................]
W takiej oto scenerii w niedzielny poranek
na skrzyżowaniu Dumbarton Road i Byres Road słychać, i to coraz
głośniej,
polską mowę.
[..............................................................................................]
Maleńki kościół św. Szymona jest szczyptą drożdży
Otoczony z jednej strony młynem, gdzie ziarno ścierane jest na mąkę, a z drugiej – ludzkim życiem, które się toczy,
jak w każdym wielkim mieście – niczym ciasto w dzieży.
(*** Glasgow jest miastem... – s. 507)
Tylko poeta jest tego w pełni świadomy, że poprzez pielęgnowanie kultury języka ojczystego osiąga się trwałość fundamentów diaspory polskiej: trwałość przywiązania do wiary przodków i poczucia nierozerwalnej więzi z Macierzą. Relacje między Bogiem a człowiekiem podlegają tym samym prawom i dadzą się ująć w sposób tak bezpretensjonalny, jak tego raz po raz dowodzi pisarstwo ks. Łękawy.
„W różnych religiach człowiek zawsze usiłował z ziemi zrobić coś w rodzaju katapulty, aby odbić się od niej i dosięgnąć Olimpu, tak jakby to była jedyna możliwość zabrania bogom ognia. Przypomina mi się prosta odpowiedź ojca, podczas zabawy na śniegu, na pytanie najmłodszego syna w momencie, kiedy przelatywał nad nimi samolot:
- Tatusiu, jak ludzie wchodzą na niebo, żeby wsiąść do samolotu?
- Nie wchodzą na niebo, syneczku; samolot ląduje na ziemi i wtedy ludzie mogą do niego wsiąść!
To jest cała prawda o Bożym Narodzeniu, którą wciąż wyśpewujemy w kolędach. Nie musimy wspinać się do nieba, by tam szukać Boga. Sam Bóg zszedł do nas na ziemię, aby nas odnaleźć” (II Niedziela zwykła, rok A – s. 225).
Poprawiać ludzki świat – zuchwałe rzemiosło. Nurt refleksyjny komentarzy ks. Łękawy niewątpliwie zyskuje dzięki pośrednictwu słowa drukowanego. Wnikliwy czytelnik może w całej pełni rozkoszować się subtelnościami tekstu, także rozszyfrowując między wierszami wszystko, co nienapisane lub niedosłyszane w kazaniu. Jeśli o ks. Twardowskim można żartobliwie powiedzieć, że w jego poezji ukrywał się moralista, powtórzyć to samo wolno o przebiegłości autorskiej Komentatora czytań. Jest to robota mistrzowska. O skutkach otwartej akcji moralizatorskiej napisał kiedyś – raz na zawsze – książę biskup warmiński Ignacy Krasicki: „Te są wstrzemięźliwości zaszczyty, pobudki, // Te są. – Bądź zdrów! – Gdzież idziesz? – Napiję się wódki!” Czytelnik komentarzy podziwia wyrozumiałość, z jaką pisarz moralista – bo w każdym kapłanie mamy wszak prawo postrzegać terapeutę duszy – odnosi się do naszych przywar, narowów i wad.
Moralizowanie to zresztą nie jedyna powinność duszpasterza sprawującego posługę wśród żywiołów obcych, podobnie jak więź z polskością, z kulturą ojczystą to nie wyłączna zasługa instytucji i organizacji oświatowych. To także działalność popularyzatorska animatorów polskiej kultury religijnej, do której pięknie się wpisują komentarze Księdza Rektora. Kościół słusznie czuje się powołany do krzewienia wszechstronnej opieki duszpasterskiej nad Polakami na obczyźnie, czemu służą liczne ogniwa Polskiej Misji Katolickiej rozsiane po świecie.
|
Dodaj recenzję |
|